Ponad sto lat musiałby mieć zaginiony właściciel budynku na Woli, o którego interesy zadbał ustanowiony przez sąd kurator. Człowieka nie znalazł, ale kamienicę zreprywatyzował. - Liczba takich przypadków rośnie. Jesteśmy bezradni - mówią urzędnicy
Inny kurator starał się o pięć kamienic na Pradze-Północ
należących przed 1945 r. do niejakiej Fani Ajzensztadt. Chodzi o adresy:
Floriańska 8, Białostocka 10/12, Ząbkowska 9, Targowa 66 i Jagiellońska 14.
Ścisłe centrum Pragi. Fania Ajzensztadt miałaby dziś 106 lat, sama o majątek w
ratuszu się nie upomniała. Wyręczył ją Marek Mossakowski - to jego sąd zrobił
kuratorem pani Ajzensztadt, po której słuch zaginął.
Mossakowski znany jest z kupowania roszczeń reprywatyzacyjnych i przejmowania
kamienic w całej Warszawie. Zabiega o kilkadziesiąt adresów, zwykle w drogich
lokalizacjach. Ale w staraniach o kamienice po Ajzensztadt nie wszystko mu
wyszło. Miał już część jej majątku, kiedy urzędnicy dowiedzieli się, że kobieta
zmarła w latach 70. Ratusz próbuje odkręcać reprywatyzację, wstrzymał też zwrot
reszty kamienic.
Inny przypadek, który utkwił w pamięci pracowników miejskiego Biura
Gospodarowania Nieruchomościami, to kurator, którego sąd wyznaczył dla
właściciela kamienicy na Woli, przy ul. Waliców 12. W chwili decyzji sądu dawny właściciel musiałby mieć ponad
sto lat.
Ustawa miała to ukrócić
Takie patologie miała zakończyć mała ustawa reprywatyzacyjna, którą od zimy
przygotowywała PO. Nowe prawo miało znacząco ograniczyć zwroty gruntów ze
szkołami, parkami i urzędami oraz handel roszczeniami reprywatyzacyjnymi. Ale
prezydent Bronisław Komorowski skierował ustawę do Trybunału Konstytucyjnego,
przede wszystkim przez brak zapisów o odszkodowaniach dla dawnych właścicieli.
Urzędnicy usłyszeli w Kancelarii Prezydenta: "cel ustawy był szczytny, ale
wykonanie fatalne".
Co ważne, ustawa eliminowała też możliwość powoływania kuratorów
reprezentujących zaginionych właścicieli gruntów znacjonalizowanych dekretem
Bieruta. Chodzi o takie sytuacje, kiedy po metrykach urodzenia zaginionych
można się domyślać, że nie żyją, ale nie ma aktów zgonu. Jednak sądy uznają
dziś, że kuratorzy mogą szukać właścicieli, a w międzyczasie "dbać" o
opuszczony majątek. W praktyce kuratorzy sprzedają roszczenia odzyskiwaczom
kamienic albo wprost przejmują je od miasta. Bywa, że podnoszą czynsze
lokatorom, wyrzucają ich z domów i wprowadzają zamożniejszych najemców.
Ratusz się oburza. Ale oddaje
- Zaczęło się kombinowanie - mówi o kuratorach Jarosław Jóźwiak, wiceprezydent
Warszawy odpowiedzialny za reprywatyzację. - Działa to tak: jest kamienica w
dobrej lokalizacji, ale nie ma kompletu spadkobierców. Adwokat idzie więc do
sądu, ten ustanawia kuratora, nie bacząc, że były właściciel urodził się w XIX w.
Kurator przychodzi po zwrot, pokazuje postanowienie sądu. A my w urzędzie
możemy się oburzać, ale kamienicę musimy oddać.
Jóźwiak przyznaje, że na początku nikt w ratuszu nie zorientował się w tym
triku. - Widzimy dokumenty, jest kurator. Dobrze, oddajemy. Ale takich
przypadków zaczyna przybywać - opowiada Jóźwiak. - Trwa to już ze dwa lata.
Mamy problem - tracimy majątek publiczny na podstawie wątpliwych papierów.
Ile kamienic miasto straciło w ten sposób? Samo tego nie wie. Jóźwiak podaje
blisko 30 adresów, którymi zajmują się kuratorzy, ale przyznaje, że "lista
jest o wiele dłuższa". Są na niej m.in. - oprócz nieruchomości po Fani
Ajzensztadt - również budynki i grunty przy Poselskiej 25 i Skaryszewskiej 11,
przy Dynasach 4, okazała kamienica przy Nowogrodzkiej 6 oraz budynki przy
Chmielnej 16, Puławskiej 51 i trzy adresy przy Gniewkowskiej na Woli.
Co zrobi prezydent Duda?
Od kilku dni pojawiają się apele - zarówno polityków, jak i miejskich
aktywistów - do prezydenta Andrzeja Dudy, by wycofał małą ustawę
reprywatyzacyjną z Trybunału, podpisał ją i odesłał do TK jedynie dyskusyjne
przepisy (np. o braku odszkodowań). Te zapisy, które mają ukrócić działalność
kuratorów, kontrowersji nie budzą.
W środę prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz oświadczyła w radiowej
Jedynce, że jest gotowa spotkać się z Andrzejem Dudą, by rozmawiać o takim
rozwiązaniu. - Jeśli na sercu leży mu dobro wspólne, a siedziba prezydenta jest
w Warszawie, to myślę, że te trudne sprawy zrozumie - powiedziała.